- W ciągu kolejnych dni stan Anastazji diametralnie się pogorszył. Dziewczynka wyraźnie schudła. Jej skóra stała się biała niczym mąka przez co niemal zlewała się kolorem pościeli, którą była opatulona. Ponadto bardzo często męczyły ją obfite krwotoki z nosa. Weronika wzięła miesięczny urlop, żeby zająć się córką jednak kobieta obawiała się, że mała Magierska może nie dożyć miesiąca. Chociaż lekarz robił dobrą minę do złej gry, zapewniał ją, że jeszcze nie wszystko stracone ona czuła, że koniec zbliża się wielkimi krokami. Krzysiek nie chcąc zawieść drużyny przez ten czas skupił się bardziej na grze. Owszem nieustannie myślał o Weronice i jej córce, ale ograniczył swoje wizyty do minimum Teraz więcej do nich dzwonił aniżeli przychodził. Kobiecie było to nawet na rękę. Magierska czuła, że wtedy, w szpitalu kiedy przespali się w jednym łóżku przekroczyli pewną granicę, której nie powinni przekroczyć. Oprócz polepszenia pozycji w drużynie libero starał się także poprawić swoje stosunki z dziećmi, zwłaszcza z Sebastianem. Chłopiec po kilkunastodniowym milczeniu ponownie rozmawiał z ojcem, co było dla Krzyśka ogromną radością. Panowie odbyli prawdziwą, męską rozmowę i teraz już wszystko było między nimi prawie jak dawniej.
- -Dominika pospiesz się!- zawołał siatkarz spoglądając na ścienny zegar
- Było za 5 druga, a o drugiej mieli pojawić się w domu jego rodziców, na niedzielnym obiedzie.
- -Już idę tatusiu!- odkrzyknęła
- -Tylko uważaj, żeby nie musieli Ci zagipsować drugiej nogi!- zastrzegł, a mała Ignaczakowa powoli zeszła ze schodów podpierając się poręczy
- Kiedy pokonała ostatni stopień Krzysiek pomógł jej się ubrać, a następnie podał różowe kule w serduszka. Dominika dostała od ortopedy białe, lekko zżółknięte kule, które od razu nie zyskały sympatii dziewczynki. Parę dni później przechodząc obok sklepu ortopedycznego mała Ignaczakowa upatrzyła sobie te różowe kule i Krzysiek wiedział, że jeśli ich nie kupi czeka go trzecia wojna światowa. Sebastian wyszedł już wcześniej i zniecierpliwiony czekał przy garażu.
- -Dłużej się nie dało?- zapytał kąśliwie kierując to pytanie do siostry
- Dominika wydęła buńczucznie usta i odwróciła się tyłem do brata. Mężczyzna patrząc na tą scenę przypomniał sobie jak Iwonka wielokrotnie przybierała taką pozę kiedy czymś ją zdenerwował. Ulice na szczęście były puste dzięki czemu nie spóźnili się aż tak bardzo. Nawet mama nie wytknęła mu tego kilkuminutowego spóźnienia co było nie lada nowością. Kobieta zawsze ceniła sobie punktualność. Nawet wtedy kiedy był dzieckiem spóźnienie chociażby o 5 minut wiązało się długim kazaniem rodzicielki.
- -Chodźcie do jadalni. Już podaję obiad!
- Kiedy siatkarz wszedł do jadalni przystanął zdziwiony widząc Karolinę. To była jej już druga niezapowiedziana wizyta w tak krótkim czasie.
- -Cześć siora!- zawołał kiedy pierwszy szok opadł
- Sebastian podbiegł przywitać się ciocią, a Dominika powoli pokuśtykała w ich kierunku
- -Cześć!- odpowiedziała zanim poświęciła swoją uwagę dzieciom
- -Krzysiek no dalej siadajcie!- ponagliła go mama
- Siatkarz zajął swoje stałe miejsce, ale jego dzieci nie chciały jakoś opuścić cioci.
- -Ej małe szkraby. Po obiedzie porozmawiacie sobie z ciocią, a teraz proszę ładnie usiąść.- wydała polecenie
- Zarówno Sebastian jak i Dominika nie byli z tego polecenia zadowoleni, ale posłusznie je wykonali siadając po obok taty.
- -No to Krzysiek opowiadaj jak tak z Anastazją?- zagadnęła pani Halina
- Mężczyzna westchnął ciężko zanim odpowiedział.
- -Niestety jest coraz gorzej. Lekarze nie dają zbyt wielu szans. No chyba, że jakimś cudem nagle znajdzie się dawca.
- -Wiesz ja i tata nie możemy już oddać krwi.- przyznała smutno
- -Wiem i nie mam do was o to żalu. Poza tym wasza krew i tak by się nie nadała. Nie było by zgodności.
- -A jaką grupę ma ta dziewczynka?- dorzucił ojciec
- On również nie mógł się pogodzić z myślą, że nie mogą pomóc małej Magierskiej.
- - 0Rh-
- Przy stole zapanowała całkowita cisza, a spojrzenia obydwojga rodziców zwróciły się na siedzącą naprzeciwko Krzyśka Karolinę.
- -No co?!- zagrzmiała nie mogąc znieść tego przeszywającego spojrzenia
- -Przecież Ty masz taką grupę krwi.- powiedział spokojnie pan Janusz
- -O nie! Nie zgadzam się…! Nie wmanewrujecie mnie w to!
- -Karolina uspokój się!- krzyknęła pani Halina patrząc karcąco na męża -Nikt nie ma zamiaru Cię do tego zmuszać, ale pomyśl ile dobrego byś wtedy zrobiła.
- Kobieta gwałtownie wstała od stołu.
- -Nie! Nie oddam swojego szpiku jakieś tam dziewusze!
- Tak jak siatkarz był spokojny tak teraz siostra wyprowadziła go z równowagi.
- -Czy Ty siebie słyszysz?! Ta dziewczynka jest w wieku Dominiki. Czy gdyby o nią chodziło powiedziałabyś to samo?!
- -Ale tu nie chodzi o Dominikę!- wcięła mu się natychmiastowo
- -Ale Weronika walczy o życie Anastazji tak samo jak ja i ty walczylibyśmy o życie Dominiki.- powiedział już odrobinę łagodniej, ale nadal jego głos był przesiąknięty złością na Karolinę
- -Posłuchaj! Nic mnie nie interesuje ta cała Weronika czy jak jej tam i jej córka! Widzę, że bardzo szybko pogodziłeś się ze stratą Iwony i szukasz pocieszenia w ramionach innej kobiety!
- Matka rodzeństwa przeczuwając co się święci natychmiast wygoniła dzieci do kuchni, żeby jej pomogły z drugim daniem. Dominika entuzjastycznie udała się za babcią natomiast Sebastian bez większej ochoty powłóczył za kobietą.
- -Nic o mnie nie wiesz!- wrzasnął uderzając pięścią w stół -Nie było Cię nawet na pogrzebie Iwonki bo miałaś arcy ważną pracę. Wtedy kiedy powinnaś być ze mną, okazać mi wsparcie Ciebie nie było! Więc nie waż się mnie oceniać.
- -Niektórzy jeszcze robią coś pożytecznego.- dogryzła mu
- -Pożytecznego?- zaśmiał się -Zrobiłabyś coś pożytecznego gdybyś pomogła tej małej, ale widzę, że oprócz własnego czubka nosa nic Cię nie interesuje!
- Siatkarz również już dawno porzucił wszelkie granice i nie miał jakichkolwiek hamulców.
- -No tak wracamy do starej śpiewki.- prychnęła pod nosem i dodała z wyrzutem -Chciałam spędzić miło niedzielne popołudnie, ale wychodzi na to, że jestem tutaj intruzem.
- -Karolina nikt czegoś takiego nie zasugerował.- wtrącił się pan Janusz
- -Teraz będziecie na mnie patrzeć jak na wyrodną córkę, która myśli tylko o sobie.
- -Karola do jasnej cholery czy Ty czegoś nie rozumiesz?!- wykrzyknął, ale szybko się opanował -Tu nie chodzi o to, że nie chcesz oddać tego szpiku. Wiem, że to trudna decyzja i należy ją przemyśleć. Chodzi o to jak podeszłaś do całej sprawy. Jak potraktowałaś w tym momencie Weronikę i Anastazję. Nie mówię już o sobie bo to jestem w stanie przeboleć, ale nigdy nie zgodzę się na to, żeby je tak obrażała. Zachowujesz się tak jakby Ci coś zrobiły.
- -Bo może zrobiły.- rzuciła tajemniczo po czym wybiegła z jadalni
- ***
- Wracam do was po dłuższej przerwie za co z góry przepraszam. Mam nadzieję, że ten rozdział chociaż trochę was udobrucha. Znowu coś się dzieje? Jak myślicie o co może chodzić? Jestem ciekawa waszych teorii. Pozdrawiam! Miłego dnia! Do next! :)
wtorek, 10 stycznia 2017
Rozdział 15
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bo może zrobiły... Ale co?
OdpowiedzUsuńCzemu przerywasz w takim momencie? Można nerwicy dostać, no to nie pierwszy raz. Czekam z niecierpliwością
Pozdrawiam jul
Chciałaś zaskoczeń to masz. W końcu jakieś napięcie musi być. Wtedy jest ciekawiej. ;)
OdpowiedzUsuńHej. Właśnie znalazłam twojego bloga i bardzo mi się spodobał. Mega historia. Mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJak się wyrobię w jutro, albo w piątek będzie next. Cieszę się, że moja historia przypadła Ci do gustu. W wolnej chwili zapraszam na moje pozostałe blogi. ;)
Usuń